Rola soli w diecie: Ile jej potrzebujemy? Czy warto ją ograniczać?

Photo of author

By Piotr Lisek

Sól jest nam potrzebna do prawidłowego działania organizmu, ale większość z nas je jej znacznie więcej, niż naprawdę trzeba. Nadmiar sprzyja nadciśnieniu i chorobom serca, dlatego zwykle bardziej opłaca się ją ograniczać niż dosypywać.

Dlaczego sól jest ważna dla organizmu i jaką pełni rolę w diecie?

Sól nie jest z definicji „zła” – bez niej organizm po prostu nie działa prawidłowo. Chodzi głównie o sód, czyli pierwiastek, który wchodzi w skład soli kuchennej. Sód pomaga utrzymać prawidłową objętość krwi, wpływa na ciśnienie tętnicze i bierze udział w przewodzeniu impulsów nerwowych, dzięki czemu mięśnie mogą się kurczyć, a serce bić w równym rytmie.

Na co dzień rola soli najlepiej pokazuje się przy bilansie płynów. Sód razem z potasem działa jak mały regulator: pomaga zatrzymywać odpowiednią ilość wody w organizmie, a przez to wpływa na nawodnienie komórek. Zbyt mało sodu może powodować osłabienie, zawroty głowy, a nawet zaburzenia koncentracji, szczególnie gdy dochodzi do dużej utraty potu podczas upału czy intensywnego treningu trwającego ponad godzinę.

Sól wspiera też trawienie i przyswajanie składników odżywczych. Kwas solny w żołądku, tworzony m.in. z udziałem chloru z soli, pomaga rozkładać białka i chroni przed częścią drobnoustrojów z pożywienia. Z kolei sód uczestniczy w transporcie glukozy i niektórych aminokwasów przez ścianę jelita do krwi. Bez tego mechanizmu nawet dobrze zbilansowana dieta nie byłaby w pełni wykorzystana przez organizm.

Nie można też zapominać o roli soli w odczuwaniu smaku i jakości diety. Sól podkreśla smak potraw, łagodzi gorycz i wydobywa naturalną słodycz warzyw czy pomidorów z puszki, dzięki czemu wiele osób chętniej sięga po domowe posiłki zamiast po słodycze. To jednak miecz obosieczny: im częściej używana jest sól, tym bardziej przyzwyczaja się kubki smakowe do intensywnego słonego smaku, co z czasem sprzyja sięganiu po coraz większe ilości, często już poza rzeczywistymi potrzebami organizmu.

Ile soli dziennie naprawdę potrzebuje dorosły człowiek i dzieci?

Dorosły organizm potrzebuje mniej soli, niż zwykle ląduje na talerzu. Światowa Organizacja Zdrowia zaleca maksymalnie około 5 g soli dziennie, czyli mniej więcej płaską łyżeczkę. W praktyce większość osób zjada 8–12 g, często nieświadomie. Różnica między „zalecane” a „realne” robi się więc dwukrotna, a czasem nawet większa, co z czasem odbija się na ciśnieniu i pracy nerek.

W przypadku dzieci normy są jeszcze niższe, bo ich organizm jest mniejszy i bardziej wrażliwy na nadmiar sodu. Dla maluchów w wieku 1–3 lata mówi się zwykle o okolicach 2 g soli dziennie, dla dzieci 4–6 lat o około 3 g, a dla starszych, w wieku 7–10 lat, około 4–5 g. Dziecko szybko „wyczerpuje” ten limit, jeśli codziennie pojawiają się parówki, ser żółty i chrupki. Dlatego dosalanie potraw dziecięcych „pod dorosłych” łatwo prowadzi do przekroczenia bezpiecznej ilości.

Łatwo się w tym zgubić, dlatego pomocne bywa proste zestawienie orientacyjnych limitów soli, z rozróżnieniem na osoby zdrowe i z nadciśnieniem:

GrupaZalecana maks. ilość soli/dobęUwagi
Dzieci 1–3 lataok. 2 gCzęsto osiągana już samą „solą ukrytą” w produktach
Dzieci 4–6 latok. 3 gWskazane unikanie dosalania przy stole
Dzieci 7–10 latok. 4–5 gZalecenia zbliżają się do limitu dla dorosłych
Dorośli zdrowido 5 gWliczona cała sól: w produktach i dodawana w kuchni
Dorośli z nadciśnieniemok. 4–5 g lub mniejCzęsto zalecane dalsze ograniczenie po konsultacji z lekarzem

Takie liczby nie są celem „co do grama”, raczej punktem orientacyjnym. Pomaga już samo przesunięcie się z poziomu 10 g dziennie bliżej 5 g, nawet bez idealnego liczenia. U dzieci kluczowe bywa po prostu unikanie dosalania i ograniczenie słonych przekąsek, bo to one najszybciej podbijają dzienny wynik.

Warto też pamiętać, że mowa o całkowitej ilości soli z całego dnia, a nie tylko o tym, co sypie się z solniczki. Sód pojawia się w pieczywie, wędlinach, serach, gotowych sosach czy zupach w proszku. Dlatego nawet osoby, które „prawie nie solą”, potrafią dobić do 7–8 g dziennie, jeśli w diecie dominują produkty przetworzone i jedzenie na wynos. Świadomość, skąd pochodzi większość sodu, często okazuje się pierwszym krokiem do realnego zbliżenia się do zaleceń.

Jak rozpoznać, że jemy za dużo soli i jakie są skutki nadmiaru sodu dla zdrowia?

Nadmiar soli zwykle nie daje jednego wyraźnego sygnału, tylko cały zestaw drobnych objawów. Częściej pojawia się pragnienie, uczucie „puchnięcia” po posiłku, a pierścionek nagle robi się ciasny wieczorem, choć rano był w sam raz. U części osób po bardzo słonych daniach zauważalne jest też mocniejsze kołatanie serca albo uczucie „ciężkiej głowy”.

Jeśli sodu w diecie jest za dużo przez dłuższy czas, organizm reaguje zatrzymywaniem wody. To podnosi objętość krwi krążącej w naczyniach, a w konsekwencji sprzyja wzrostowi ciśnienia. U osób wrażliwych już kilka tygodni jedzenia ponad 6–7 g soli dziennie (to około 1–1,5 łyżeczki) może powodować utrwalenie nadciśnienia lub nasilenie już istniejącego. Taki przewlekły stan obciąża serce i naczynia krwionośne, nawet jeśli samopoczucie na co dzień wydaje się w miarę dobre.

Zbyt słona dieta nie działa tylko na układ krążenia. Badania pokazują, że przewlekły nadmiar sodu zwiększa ryzyko udaru mózgu i przyspiesza rozwój miażdżycy, a także nasila utratę wapnia z moczem, co w dłuższej perspektywie może przyczyniać się do osłabienia kości. U części osób pojawiają się też częstsze bóle głowy, uporczywe uczucie zmęczenia, a nawet pogorszenie jakości snu, szczególnie po obfitej, bardzo słonej kolacji zjedzonej późnym wieczorem.

Nadmiar soli bywa także widoczny na wadze, choć nie zawsze chodzi wtedy o „prawdziwy” tłuszcz. Po weekendzie przepełnionym słonym jedzeniem waga potrafi pokazać o 1–2 kg więcej głównie przez zatrzymaną wodę w tkankach. To dlatego po powrocie do bardziej umiarkowanej ilości soli i normalnym nawodnieniu masa ciała w ciągu 2–3 dni zwykle spada. Jeśli takie wahania powtarzają się regularnie, a jednocześnie pojawia się podwyższone ciśnienie czy obrzęki nóg pod koniec dnia, może to być sygnał, że w diecie jest po prostu za dużo sodu.

Czy powinniśmy ograniczać sól każdy, czy tylko osoby z nadciśnieniem i chorobami serca?

Ograniczanie soli ma sens dla większości osób, nie tylko dla tych z nadciśnieniem. Nadmiar sodu przez lata podnosi ciśnienie krwi, nawet jeśli dziś wyniki są książkowe. Badania pokazują, że populacje jedzące mniej soli mają mniej zawałów i udarów, a różnica sięga nawet kilkudziesięciu procent w skali życia.

Jednocześnie nie każda osoba musi być tak samo restrykcyjna. Kto ma już nadciśnienie, chorobę serca, przewlekłą chorobę nerek czy cukrzycę, zwykle potrzebuje wyraźniejszego „cięcia” sodu, czasem do około 4–5 g soli dziennie. U osoby młodej, aktywnej, bez obciążeń, kluczowe bywa raczej unikanie skrajności i trzymanie się ogólnych zaleceń, czyli mniej więcej 5 g soli na dobę łącznie z tą „ukrytą” w produktach.

Dobrze też pamiętać, że wrażliwość na sól nie jest u wszystkich taka sama. U części osób każde podniesienie spożycia sodu przekłada się na wyraźny skok ciśnienia, u innych reakcja jest słabsza. Trudno jednak przewidzieć to samodzielnie, a ta „odporność” często maleje z wiekiem, przybieraniu na wadze czy mniejszej aktywności fizycznej. Dlatego umiarkowane ograniczenie soli bywa bezpieczną inwestycją na przyszłość.

Są też sytuacje, kiedy zbyt ostre cięcie soli może bardziej szkodzić niż pomagać. Dotyczy to na przykład osób ciężko pracujących fizycznie w upale, sportowców trenujących po 1–2 godziny dziennie czy osób przyjmujących leki moczopędne bez kontroli lekarskiej. U nich dochodzi do dużych strat sodu z potem i moczem. W takich przypadkach o poziomie ograniczenia soli dobrze jest decydować wspólnie z lekarzem lub dietetykiem, a nie na podstawie ogólnego trendu „im mniej, tym lepiej”.

W jakich produktach kryje się najwięcej soli i jak czytać etykiety, żeby jej nie przesadzać?

Najwięcej soli zwykle nie pochodzi z solniczki, ale z gotowych produktów. Sporo sodu „przemyca się” do diety w pieczywie, wędlinach, serach i daniach typu instant. Jedna porcja zupy z proszku potrafi dostarczyć nawet połowę zalecanej dziennej ilości soli, a zwykła bułka pszenna może mieć jej więcej, niż wielu osobom się wydaje.

Lista „solnych rekordzistów” jest dość powtarzalna: wędliny, kiełbasy, parówki, sery żółte i topione, kostki rosołowe, sosy z butelki i słoika, chipsy, słone przekąski, a do tego pieczywo z piekarni i paczkowane. Takie produkty bywają jedzone codziennie, więc sól niepostrzeżenie się kumuluje. Dodatkowym źródłem są dania z restauracji typu fast food, gdzie jedna porcja burgera z frytkami potrafi dostarczyć 6–8 g soli, czyli prawie górną granicę na cały dzień.

Żeby zapanować nad ilością soli, kluczowe staje się czytanie etykiet. Na opakowaniach często pojawia się zarówno „sól”, jak i „sód” – to nie to samo, ale są ze sobą ściśle powiązane. Sól kuchenna to chlorek sodu, więc 1 g sodu odpowiada około 2,5 g soli. Jeśli producent podaje zawartość sodu, trzeba ją więc pomnożyć przez ten współczynnik, żeby z grubsza wiedzieć, ile soli naprawdę znajduje się w produkcie.

  • rubryka „Sól” lub „Sód” w tabeli wartości odżywczych na 100 g produktu
  • określenia typu „mniej soli”, „o obniżonej zawartości sodu” i sprawdzenie, co realnie oznaczają liczbowo
  • skład produktu – im wyżej wśród składników jest „sól”, tym więcej jej w całym produkcie
  • porównanie dwóch podobnych produktów (np. dwóch serów) i wybór tego z mniejszą ilością soli na 100 g

Po przeczytaniu takich kilku etykiet zwykle łatwiej wyczuć, kiedy produkt jest naprawdę „słony”, a kiedy tylko tak wygląda z reklamy. Pomaga przyjęcie sobie prostego progu: wiele organizacji zaleca, by wybierać produkty, które mają nie więcej niż 0,3 g sodu (czyli około 0,75 g soli) na 100 g jako opcję „niskosodową”, a powyżej 1,5 g soli na 100 g traktować już jako produkt bardzo słony. Z czasem czytanie tych liczb staje się nawykiem, który pozwala ograniczyć sól bez uczucia, że trzeba całkowicie rezygnować z ulubionych produktów – często wystarczy wybór innej wersji albo trochę mniejsza porcja.

Jak praktycznie zmniejszyć ilość soli w diecie bez utraty smaku potraw?

Smak potraw da się zachować nawet przy mniejszej ilości soli, jeśli używane są inne źródła aromatu. Pomaga stopniowe zmniejszanie dosalania, na przykład o 10–20 procent co tydzień. Po 3–4 tygodniach kubki smakowe zaczynają reagować mocniej na naturalny smak jedzenia, a to, co wcześniej wydawało się „mdłe”, staje się zupełnie wystarczające.

Duży wpływ na odczuwanie smaku ma sposób obróbki. Warzywa pieczone 25–30 minut w 190–200°C z odrobiną oliwy, czosnkiem i ziołami potrzebują znacznie mniej soli niż gotowane w wodzie. Podobnie mięso lub ryba marynowane przez 1–2 godziny w jogurcie, soku z cytryny czy sosie sojowym o obniżonej zawartości sodu stają się wyraziste bez konieczności mocnego dosalania na talerzu.

Pomocne bywa zorganizowanie domowego „zestawu zamienników”. Zamiast automatycznie sięgać po solniczkę, można mieć pod ręką mieszanki ziół bez soli, świeżo mielony pieprz, płatki chili, sok z cytryny oraz prażone pestki czy orzechy. Taki zestaw pozwala nadawać potrawom konkretny kierunek smakowy, na przykład bardziej śródziemnomorski, azjatycki czy „domowy”, bez dokładania kolejnych gramów sodu.

W codziennym gotowaniu pomaga też prosty nawyk: sól lepiej dodawać na końcu niż na początku przygotowywania dania. Podczas gotowania część wody odparowuje, smak się koncentruje i łatwo o przesadę. Dosalanie pod sam koniec albo już na talerzu, szczyptą zamiast łyżeczki, ogranicza ilość soli, a jednocześnie pozwala lepiej kontrolować efekt, bo język „wie” wtedy dokładnie, czego mu brakuje.

Czym zastąpić sól w kuchni i czy sól himalajska lub morska są zdrowsze od zwykłej?

Najprościej mówiąc: sól himalajska ani morska nie są „zdrowsze” od zwykłej kuchennej, jeśli patrzy się na ilość sodu. Dla ciśnienia tętniczego i nerek liczy się głównie właśnie sód, a tego w każdej soli jest bardzo podobnie, zwykle około 97–99%. Różnice w dodatkowych minerałach, o których często mówią reklamy, w praktyce są niewielkie w skali całodziennej diety i nie równoważą potencjalnych skutków nadmiaru soli.

Różowe kryształki soli himalajskiej faktycznie zawierają śladowe ilości żelaza, magnezu czy wapnia, ale w porcji 1–2 gramów to zbyt mało, aby realnie poprawić bilans tych składników. Podobnie jest z solą morską, która może mieć nieco inne zanieczyszczenia lub pierwiastki, ale nadal pozostaje głównym źródłem sodu. Jeśli pojawia się sól jodowana, jej zaletą jest dodatek jodu ważnego dla tarczycy, natomiast nie zmienia to faktu, że z punktu widzenia nadciśnienia czy obrzęków kluczowa jest wciąż całkowita ilość soli, a nie jej „kolor” czy miejsce pochodzenia.

Kiedy pojawia się pytanie, czym zastąpić sól, zwykle chodzi po prostu o utrzymanie smaku. Tutaj pomagają zioła świeże i suszone, mieszanki przypraw bez soli, czosnek, cebula, pieprz, wędzona papryka, sok z cytryny i ocet. Kwaśny smak cytryny czy octu balsamicznego potrafi wzmocnić odczuwanie słoności, więc przy tej samej satysfakcji z posiłku da się użyć mniej soli, czasem nawet o 30–40%, zwłaszcza w sałatkach i sosach.

W gotowaniu przydaje się też kilka prostych trików. Dłuższe podsmażanie cebuli na małym ogniu wydobywa jej naturalną słodycz i głębię, co zmniejsza potrzebę dosalania zup i gulaszy. Prażone nasiona i orzechy, na przykład łyżka pestek dyni czy słonecznika do porcji obiadu, dodają chrupkości i wyrazistości, która częściowo „zastępuje” sól w odczuciu smaku. Sos sojowy o obniżonej zawartości sodu, pasta miso czy niewielka ilość twardego sera o intensywnym aromacie (parmezan, długo dojrzewające sery) pozwalają uzyskać efekt umami, czyli wrażenie pełniejszego, „bulionowego” smaku przy mniejszej ilości tradycyjnej soli kuchennej.

Jak bezpiecznie przejść na dietę z mniejszą ilością soli i na co zwrócić uwagę na co dzień?

Bezpieczne ograniczanie soli przypomina raczej zmianę nawyków niż krótką dietę. Dobrze sprawdza się podejście krok po kroku: najpierw zmniejszenie dosalania przy stole, potem przy gotowaniu, a na końcu praca z produktami przetworzonymi. Organizm zwykle potrzebuje około 2–4 tygodni, żeby przyzwyczaić się do mniej słonego smaku, więc pierwsze dni mogą wydawać się dziwne, ale to przejściowe.

Przy planowaniu zmian przydaje się mały „audyt” własnej kuchni. Przez 3–7 dni można zanotować, ile razy sięga się po solniczkę, jakie gotowe produkty lądują na talerzu, ile z nich ma na etykiecie dużo sodu. Już taki krótki zapis często pokazuje, gdzie robi się największe „przesolenie”, na przykład sery żółte kilka razy w tygodniu, zupy w proszku czy pieczywo z piekarni, które smakują neutralnie, a w środku mają sporo soli.

Przejście na mniej słoną dietę powinno uwzględniać stan zdrowia i przyjmowane leki. Osoby z nadciśnieniem, chorobami nerek, wątroby czy serca, a także przyjmujące leki moczopędne, wymagają zwykle indywidualnego ustalenia poziomu sodu z lekarzem lub dietetykiem. Z drugiej strony osoby bardzo aktywne fizycznie, trenujące intensywnie 4–5 razy w tygodniu, mogą potrzebować nieco więcej sodu, bo tracą go z potem, ale również u nich kluczowe jest, z jakich źródeł pochodzi sól, a nie tylko sama liczba gramów.

Na co dzień przydatna jest prosta zasada: im krótsza lista składników i mniej przetworzony produkt, tym łatwiej zapanować nad ilością soli. W praktyce oznacza to częstsze gotowanie w domu, korzystanie z przypraw świeżych i suszonych, a także próbowanie potraw przed dosoleniem, zamiast solenia „z przyzwyczajenia”. Po kilku tygodniach wiele osób zauważa, że produkty, które wcześniej smakowały normalnie, nagle wydają się wręcz przesolone, co jest dobrym sygnałem, że kubki smakowe odzyskały większą wrażliwość.

Dodaj komentarz